środa, 20 sierpnia 2014

Bangkok II

Dziś pierwsza wycieczka po Bangkoku z Sue naszą przewodniczką. Jest b. wesoła, dowcipna i mówi po polsku. Dobrze. Zna nawet takie zwroty jak "spoko" albo "oponki" (w talii). Sue chyba też myśli po polsku a nie tłumaczy z tajskiego. Ma zdolności językowe bo angielski opanowała w wieku kilku lat, opanowała też chiński. Sue nie ma wyglądu typowej Tajki, sama mówi że ma mieszane korzenie choć w Tajlandii się urodziła.

Poznawaliśmy dzisiaj kilka kompleksów świątyń oraz pałaców królewskich. Wszystkie one składają się nie z jednego budynku tak jak w Europie jakiś zamek lub katedra ale z bardzo wielu budynków. 
Są one tak wzajemnie rozmieszczone , że za każdym narożnikiem odkrywamy nową perspektywę lub "krajobraz" a zawsze są one zachwycające. 

Na pierwszy rzut oka podobne ale p przyjrzeniu się i w szczegółach inne. Oczywiście wszystkie te budowle mają swoją historię, znaczenie i symbolikę. Nawet nie próbowałem ich zapamiętać bo najpierw powinienem przypomnieć sobie historię Polski. W każdym razie mają one historię sięgającą 16 wieku, kiedy jeden z królów przeniósł stolicę do Bangkoku (wtedy zaczął się jego rozwój) uciekając przed agresją Birmy. 

Jutro właśnie jedziemy do starej stolicy Tajlandii, na północ. Król Tajlandii ma 85 lat, koronowano go w wieku 19 lat. Trochę już rządzi. Tajowie go lubią poważają a właściwie kochają, co widać było nawet w tym jak Sue go opisywała. Polityka króla - Rama IX - jest chyba niegłupia. Uniknął kolonizacji kraju a w czasie II WŚ zniszczenia kraju przez Japończyków. Przed kolonizacją wybronił się oddając skrawek na północy Francuzom (Francuskie Indochiny objęły Wietnam, Laos, Kambodżę - wszędzie tam do dziś można się dogadać po francusku - a gdzie nie można) a na południu skrawek Brytyjczykom. Reszta kraju pozostała nietknięta i nigdy nie była kolonią.  
Tajlandia - znaczy "kraj wolnych ludzi". 

Obserwując dziś miasto, stwierdzam, że jest to miasto (albo kraj) "dwóch prędkości. A może trzech.

Równocześnie i to bardzo blisko siebie współistnieją miejsca z dwóch skrajnych światów. Oba podążają swoim rytmem i nie kolidują ze sobą. Są tu miejsca, które co wrażliwszego mogą w pierwszej chwili odrzucić swoim wygląąądem, zapachem i higieną i miejsca dorównujące zachodnim światowym stolicom. 90% Tajów to buddyści. Wierzą w reinkarnację. Będziesz dobry - odrodzisz się dobry, zamożniejszy.

Wat Phra 







Poniżej jesteśmy z naszą przemiłą Sue...


Nie wiem ile dzisiaj jeszcze "pociągnę" bo jest już 00:30 . Wcześniej był kłopot z WiFi .







Stopy "Leżącego Buddy"



Pałac Królewski







Te "wieżyczki, które widać powyżej to są grobowce, gdzie zamożniejsi Tajowie chowają prochy zmarłych. U podstawy takiego grobowca jest " luka " z wmurowanym luźno kamieniem, który po wyjęciu umożliwia wstawienie kolejnej urny z prochami. Widać ten wbudowany kamień u podstawy grobowca po prawej .

Ania w lustrze 😄.   I'm just kidding.   Ania w drzwiach 😺


Odpadam. Jest 1 w nocy a rano wycieczka do Ayutthaji. Idę spać choć opisałem ledwo pierwszą połowę dnia.   To be continued .

Czwartek 21 sierpnia.   Kończę dzień wczorajszy.

Po południu Sue zabrała nas na wycieczkę kanałami po starej, zachodniej w stosunku do rzeki przecinającej Bangkok dzielnicy.  Wzdłuż kanałów zbudowane są niezliczone domy na palach, wiele w straszliwym stanie, niektóre jak by miały się za chwile zwalić do wody, otoczenie brudne, zaśmieconej, zagracone. Niektóre z tych "domów" wyglądają jak obraz nędzy i rozpaczy. Nawet nie chcę myśleć o "faunie w tej wodzie. Prawdopodobnie mieszkańcy tych domostw żyją w warunkach jak sprzed stu laty..  No, czasem było widać motor albo auto.







Taką właśnie " long boat" pływaliśmy po kanałach. Co ciekawe to listonosz też pływa taką tylko mniejszą łodzią i wrzuca listy do skrzynek na pomostach.  Mail Box widać 2 zdjęcia powyżej.


Kolejne świątynie, nazw nie jestem w stanie spamiętać. W każdym razie wspinaliśmy się na nią po bbbbbardzo stromych schodach. Schodzenie jak zawsze gorsze.





Schodzenie w dół po bardzo wysokich stopniach było wyzwaniem. 




Wspomniane przeze mnie "oltarzyki" to są prawidłowo nazywając tzw.  Domki duchów. Są małe, malutkie i b. duże.  Spotkać je można absolutnie wszędzie, na prywatnych posesjach, przy sklepach, na reprezentacyjnym placu, na stacji benzynowej.  Służą do modlitwy o szczęście. Tajowie zapalają na nich kadzidełka, świeczki, przynoszą dary w postaci jedzenia, napojów i kwiatów.  Można kupić gotowe zestawy takich "prezentów" w tym zafoliowane owoce na tackach.  Niezwykle dziwnie wyglądają dary w postaci napojów - na oltarzykach stoją np. małe butelki z Colą lub Fantą.
I na dodatek otwarte i ze słomką :)).   Żeby duchy nie musiały się męczyć otwieraniem.
Na zdjęciu poniżej widać pod kwiatami takie zestawy owocowo-warzywne.





Jedzonko dla dobrych duchów.




    Nie ma jej tylko w North Korea.                                                          Dwie strony medalu




























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz